Blog

AntropocenSen Nocy Letniej

Sen Nocy Letniej

 

Joanna Sarnecka

 

                                                                                                                Wirtualny sen

 

8 lutego w Teatrze Starym im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie odbyła się premiera spektaklu „Sen nocy letniej” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego. Zdawałoby się, że Shakespeare niczym nas już nie zaskoczy, przez wieki wystawiany, realizowany na wiele różnych sposobów, reinterpretowany, uwspółcześniany, dekonstruowany. Szczególnie ten dramat, który z pozoru jest lekką miłosną historią ponoć napisaną na zamówienie jako prezent ślubny. Ale jak wiadomo, komiczna i lekka forma u Shakespeare’a, może kryć w sobie prawdy istotne i uniwersalne. Komedie angielskiego klasyka nie są jedynie zgrabną obyczajową opowiastką, ale głęboką metaforą na tyle pojemną, że odnajdziemy się w niej także my, żyjący dziś w tak zdawałoby się innej rzeczywistości. Moc i potencjał tego tekstu w zestawieniu z wyobraźnią nietuzinkowego reżysera oraz zastosowaną technologią, którą Garbaczewski od lat konsekwentnie wprowadza do teatru – dają zaskakująco świeży i pobudzający do refleksji efekt.

 

                                                                                                            Miłosny czar i leśne runo

 

Dzięki technologii VR Garbaczewski tworzy dodatkową przestrzeń sceniczną, która daje pole do unaocznienia tego, co niewidzialne: rzeczywistości snu, czaru, ale także relacji, które bohaterowie próbują w tym second lifie bezskutecznie realizować.  Ciekawe jest to, że to nie my – widzowie, zakładamy okulary i patrzymy na rozszerzoną rzeczywistość, czego można by się spodziewać, myśląc o zastosowaniu VR-u w teatrze, w analogii do kina. Jest inaczej. My pozostajemy sobą, podglądamy to, co dzieje się tu i teraz, na leśnej polanie, ale także w rzeczywistości meta. To doskonały zabieg w kontekście wydarzeń dramatu. Mamy w nim bowiem elfy, czary, feerię baśniowych postaci, ale także fantastyczny klimat. Technologia pozwala nam więc nie tylko pośrednio, poprzez słowa, sprawozdawczą narrację ani poprzez materialność: kostiumy i scenografię, dźwięki, światła – dowiadywać się o doznaniach, wizjach, czarach, ale możemy doświadczać ich zmysłowo, bo dzieją się na naszych oczach. To, co niewidzialne unaocznia się dzięki wirtualnej rzeczywistości. I, co ważne, materia – kostiumy i niezwykła scenografia oraz tradycyjna technika teatralna, obecna i tu (bo Garbaczewski nie rezygnuje z tego, co w teatrze już jest), staje się medium, łączy dwa światy, jak brama, która pozwala między nimi migrować. Oczywiście materialność spektaklu jest także nośnikiem znaczeń, poddaje tropy, jak choćby grzybki wyrastające z palca wielkiej dłoni obracającej się na scenie. Bo w lesie mogą zdarzyć się różne rzeczy i różne rzeczy tam można znaleźć, a elfy i czary mogą być równie dobrze halucynacją. Może wszystko to nam się jedynie wydaje, może jest tylko projekcją? Zarówno więc zastosowana technologia, jak i ten właśnie całkiem materialny znak zadają nam pytania o realność tego, czego doświadczamy także my, jako ludzie zanurzeni już całkiem w świecie cyfrowym, gracze w rzeczywistość, realizujący pragnienia w sieci, szukający tam także miłości, a faktycznie często bardzo samotni.

 

                                                                                           Tożsamość awatara, manga i gra w miłość

 

Garbaczewski nie po raz pierwszy aranżuje na scenie niezwykłe spotkanie. Oto człowiek z krwi i kości, gra ramię w ramię z awatarem. Aktorzy i aktorki dwu tożsamości współdziałają używając swoich odmiennych cielesności, poszerzając tym samym skalę naszych – publiczności – doznań, nadając znaczenia temu kim i jak są. Ale przecież, na razie, ciałem awatara porusza człowiek. Zatem awatar nie jest Innym, jest jedynie reprezentacją, drugim Ja, które – w naszym imieniu – uczestniczy w odmiennej rzeczywistości. Poruszające jest widzieć aktorów na scenie, w goglach do VR-u, w czymś na kształt dziwnego, onirycznego tańca i jednocześnie obserwować ich awatary – symulacje, które pozostają aktywne, rozmawiają, spotykają się, budują swoje relacje, a ich ciała utkane ze światła co pewien czas przenikają się, choć jednocześnie wciąż ma się poczucie, że nawet nie mogą się dotknąć. Ta inna, nieoczywista cielesność niepokoi, ale czasem także śmieszy, bo bywa niedoskonała. Ciała są kanciaste, mimika twarzy – najbardziej realistycznej z całej postaci – ogranicza się do kilku ruchów i pozostaje trochę jakby obok miłosnych uniesień czy porywów gniewu. Inaczej jest z cielesnością elfów. Nie mając swojego realnego wzorca przypominają bajkowe postaci z japońskich kreskówek, jeszcze bardziej fantastyczne i kolorowe. Świat wirtualny ma swoją estetykę, którą można lubić lub nie, albo stwierdzić, że technicznie forma „wirtualu” pozostawia wciąż wiele do życzenia, no chyba, że celem wcale nie jest replika rzeczywistości, tylko wystarczająca jej symulacja. Nawiązując do świata zabaw, gier, przestrzeń działania awatarów przypominać może także świat dzieciństwa, pozwala na regres z wymagającej, ciężkiej i twardej, uwierającej nas często rzeczywistości. I trochę tak jest, że bohaterowie dramatu Shakespeare’a gubią się w lesie, jak dzieci uciekające z domu i eksperymentujące, szukające doświadczenia, czegoś mocnego, prawdziwego. Poruszając się jak w swoim narkotycznym śnie, przeżywają symulację miłości, rozpaczy, odrzucenia, także iluzję spotkania. Dopiero ponownie zaczarowani lub odczarowani przez Puka, zdejmują okulary i spotykają się naprawdę (o ile jest to adekwatne słowo, bo wirtualność ma z pewnością także swoją prawdę i prawdziwość). Zatem psychodeliczna przygoda w lesie staje się dla nich inicjacyjną podróżą ku realności, którą na koniec celebrują we wspólnej miłości, świętując życie.

 

                                                                                                             Błąd w systemie

 

Wiele w tym spektaklu tropów i znaków, za którymi można podążyć. Zatrzymam się jeszcze przy jednym z nich. To dziura. Brak, błąd w systemie, niedoskonałość. Ten element pojawia się od początku, już w dziurawej bluzie wypowiadającego słowa prologu, ubytku w murze, przywołanym w jarmarcznym teatrze – ciekawym autotematycznym motywie dramatu. Szczelina, która może mieć konotacje seksualne – co znalazło w spektaklu wyraz w scenografii – jest też miejscem przejścia z tu do tam, przestrzenią łączącą dwa światy, przez którą przenikają głosy kochanków, w której dokonuje się spotkanie. Ludzka seksualność odwiecznie łączona ze skazą i śmiertelnością, jest zarazem bramą do trwania życia, a także do ekstazy i miłosnego spotkania, które daje poczucie jedności, łączy. Niedoskonałość cielesnej egzystencji jest różna od błędu w systemie cyfrowym. Połyskujące ciała awatarów czasem rozpikselowują się albo zanikają na brzegach, ale ich niedoskonałość do niczego nie prowadzi. Jest bezowocna.

Wydaje się więc, że spektakl jest głosem za realnością, za cielesnością. Stanowi zaproszenie do odważnej i pełnej niebezpieczeństw podróży poza materialność, w sferę symulakrów, podróży tam i z powrotem, by na koniec odnaleźć znaczenie tego co tu i teraz, co niedoskonałe, ale jakże czasem fascynujące i przyjemne a przede wszystkim realne. Nie ma tu jednak mowy o dydaktycznych, czy ocennych wtrętach. Zresztą trudno byłoby zaufać takiej krytyce formułowanej przez reżysera zafascynowanego technologią. Wydaje się raczej, że zaprasza nas do głębszej refleksji nad tym, co nowe możliwości technologiczne w dobie second life i metawersum mogą nam dać. Na pewno nie miłość i radość życia, ale być może, jako poszerzone doświadczenie, mogą stać się lustrem, w którym będziemy mogli się przejrzeć, by lepiej zrozumieć siebie?

Teatr, jaki proponuje widzom Krzysztof Garbaczewski to unikatowe zjawisko. Naszpikowany technologią, pozostaje zarazem niezwykle klasyczny w formie. Sięga także po klasyczne teksty i podchodzi do nich z ogromnym szacunkiem. I dzięki tej fuzji, w postaciach Shakespeare’a ubranych w gogle do VR-u, możemy zobaczyć siebie zbłąkanych w sieci, w przestrzeni komputerowych gier, na portalach poszukujących lepszego świata i miłości. A lśniące i lekkie ciała naszych awatarów próbują doświadczać, choć wciąż nie mogą nawet dotknąć.

Ciekawy jest także status publiczności wobec widowiska. Jesteśmy podglądaczami, jak to dziś często bywa w internecie. Widzimy czyjeś nieszczęście, albo miłosne uniesienia i możemy to skomentować, bo i taką opcję przewidział reżyser. Uczestnicząc, pozostajemy jednak trochę niewidzialni, anonimowi i jakby nieprawdziwi.

 

 

link: https://stary.pl/pl/repertuar/sen-nocy-letniej-3/

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back To Top
a

Display your work in a bold & confident manner. Sometimes it’s easy for your creativity to stand out from the crowd.

Social