
Apetyt na energię – czyli Bill Gates ratuje świat
Joanna Sarnecka
„Mamy silną skłonność do trzymania się tego, co znamy nawet jeśli wiemy, że właśnie to nas zabija”[1] napisał w swojej książce zatytułowanej „Jak ocalić świat?” Bill Gates. I jest to trafne rozpoznanie. Problem w tym, że Gates nie do końca sam jest skłonny rozstać się z tym, co dobrze zna – z niepohamowaną konsumpcją.
Autor książki, światowej sławy biznesmen, jeden z najbogatszych ludzi świata z pewnością wielu z nas zaskoczył nagłym zwróceniem się ku problemom klimatycznym. Co prawda od dawna prowadził charytatywną fundację zajmującą się zdrowiem i edukacją. Jej beneficjentami były m.in. dzieci z Burkina Faso, Etiopii, Kenii, Nigerii, RPA. A teraz nagle w orbicie zainteresowań Gatesa znalazł się klimat. Skąd ten zwrot?
Z lektury książki, w której wiele miejsca poświęcone jest poszukiwaniom innowacji, wnioskować możemy, że Gates, mając naprawdę niezwykłą biznesową intuicję, wyczuwa nie tylko gdzie należy szukać ratunku dla świata, ale także czuje potencjalne potężne pieniądze właśnie w nowych, proklimatycznych rozwiązaniach energetycznych. Kto dobrze zainwestuje, kto dziś wesprze i zaangażuje się w odpowiedni energetyczny startup, ten jutro wygra wyścig o energię. Ta perspektywa nieco przeszkadza w lekturze. Trudno zaufać, że coś jeszcze, poza zyskiem, powoduje autorem, że jest jakaś faktyczna, społeczna motywacja.
Z klimatem pod strzechy
Bill Gates tworzy swoją proklimatyczną narrację nie tylko z perspektywy biznesmena i, co tu dużo mówić, kapitalisty, ale także inżyniera. I tu zaczyna się już robić ciekawiej. Wiedza technologiczna i zarazem umiejętność popularyzowania jej sprawiają, że „Jak uratować świat” dla wielu osób może stać się atrakcyjnym, stosunkowo łatwo przyswajalnym, momentami wręcz gawędziarskim, podręcznikiem podstaw wiedzy o problemach klimatycznych. Autor nie tylko pisze o zagadnieniach technicznych językiem dostępnym, ale także podsumowuje rozdziały dając proste podpowiedzi, pomagające czytelnikom wyobrazić sobie skale, liczby, wartości: „kiedy słyszysz „kilowat”, myśl „cztery domy”. Słysząc „gigawat”, myśl „metropolia”. Z kolei sto lub więcej gigawatów to „duży kraj”[2]. Bardzo brakowało mi takiej umiejętności popularyzacji wiedzy dawno temu, podczas lekcji fizyki. Zatem Gates znakomicie popularyzuje naukę w pewnym jej zakresie. Jako technoentuzjasta i odważny optymista, zaraża zdrowym podejściem do tematu katastrofy klimatycznej, promując rzetelną wiedzę i konstruktywne działania na rzecz zmian. I to jest z pewnością wielka zaleta tej książki, dzięki której niejeden sceptycznie nastawiony do klimatycznej depresji i dystopijnych wizji człowiek, uwierzy, zaufa i podejmie działania. Jednocześnie prosty język i gawędziarski ton, bliskość, jaką autor buduje z czytelnikiem, z pewnością pozwolą książce i zawartej w niej wiedzy zawędrować pod strzechy.
Bios i tech
Bill Gates przeprowadza nas przez szereg cywilizacyjnych problemów. Diagnozuje i szuka nowych, proklimatycznych rozwiązań m.in. dla transportu, budownictwa, rolnictwa, a przede wszystkim energetyki. Owszem, w książce pojawia się temat stanu środowiska naturalnego, autor jednak zdaje się nie doceniać znaczenia tego kruchego systemu naczyń połączonych, którego jesteśmy częścią i od którego zależymy. Klimat to tylko jeden z aspektów zdegradowanego ludzką aktywnością świata. W tym sensie książka Gatesa wydaje się być nieco retro, mówiąc językiem ostatnich protestów, dziaderska. Dziś już wiemy bowiem, że antropocentryczna perspektywa, traktująca naturę jako zbiór zasobów istniejących z definicji dla ludzkiego dobra i zaspokajania naszych niemalejących potrzeb jest samobójczym paradygmatem, z którym pora się rozstać.
Podobnie i sprawom społecznym Gates poświęca mniej uwagi niż zarządzaniu zasobami i poszukiwaniu technologicznych innowacji. Wprawdzie zapytuje: „jak możemy pomóc najbiedniejszym na świecie, którzy mają najwięcej do stracenia, choć najmniej przyczynili się do powstania problemu?”[3] , następnie stwierdza wprost, że katastrofa klimatyczna, która będzie problemem bogatych rolników w Ameryce czy Europie, stanie się śmiercionośna dla ludzi z biednych regionów, nie wynika z tego jednak żadna propozycja dotycząca praxis. Co w związku z tym? Ostrożnie wspomina o zmniejszeniu konsumpcji w bogatych regionach, by biedniejsze mogły konsumpcję podnieść, bo przecież biznes musi się kręcić, tu, czy tam. Brakuje jednak w książce głębszego namysłu nad równie ważną, jak innowacje energetyczne, innowacją społeczną w skali globalnej, która dziś wydaje się po prostu niezbędna do naszego wspólnego przetrwania.
Spowiedź technokraty
Bill Gates sporo miejsca poświęca w książce wytłumaczeniu się z własnych wyborów i stylu życia. Cokolwiek robi: pływa na jachcie, lata prywatnym samolotem, zarabia nieprzyzwoicie dużo, wszystko to – jak twierdzi – niweluje ilość inwestowanych w proklimatyczne rozwiązania pieniędzy. „Nie znam nikogo – pisze – kto zainwestowałby więcej środków”[4] – stwierdza. Ten z gruntu kapitalistyczny światopogląd nie pozwala mu dotrzeć głębiej pod powierzchnię objawów, ku przyczynie choroby. „Choć najwięksi emitenci, tacy jak ja – przyznaje – powinni zużywać mniej energii, to świat jako całość powinien zużywać więcej dóbr i korzystać z większej ilości usług, które ta energia zapewnia”[5]. Słowem, status quo powinno być zachowane, szczególnie jeśli dotyczy ono stanu konta autora i dobrostanu jego inwestycji. Niestety, trudno w pełni zaufać dobrej woli Gatesa. A może nawet jeśli dobra wola i pragnienie ratowania świata są szczere, perspektywa siłą rzeczy pozostaje mocno zawężona. Wracając do cytatu, który przywołałam na początku, Gates sam ma problem z rozstaniem się z dotychczasowym światem. Trochę to wypiera, trochę racjonalizuje, ale – chcąc nie chcąc – ujawnia swoje uwikłanie w globalną, rozbuchaną konsumpcję.
Mimo tej oczywistej słabości podanej przez Gatesa recepty na uratowanie świata, jego książka może spełnić swoje zadanie. Dla osób pozostających zupełnie poza tematem stanu środowiska i klimatu, obojętnych lub nawet niechętnych ekologicznym „histeriom”, hedonistom i zwykłym Kowalskim, którzy nie chcą zaprzątać sobie głowy końcem świata, opowieść miliardera może wydać się paradoksalnie wiarygodna. A konstruktywna i proaktywna postawa, jaką w niej prezentuje: „pokaż mi problem, a ja poszukam technologii, która go rozwiąże”[6], choć nieco naiwna, okaże się pociągająca. Ludzie wszak wolą mieć niż tracić nadzieję. A co wydarzy się później, kiedy już ten i ów wyruszy w tę podróż w stronę wiedzy i samowiedzy? To się dopiero okaże.
Bill Gates, „Jak ocalić świat”[1]
[1] B. Gates „Jak ocalić świat”, Wydawnictwo Agora, Warszawa, 2021, s.48.
[2]
[2] B. Gates „Jak ocalić świat”, Wydawnictwo Agora, Warszawa, 2021, s. 57.
[3]
[3] B. Gates „Jak ocalić świat”, Wydawnictwo Agora, Warszawa, 2021, s.148.
[4]
[4] op.cit. s. 19.
[5]
[5] op. cit. s. 19.
[6]
[6] op. cit. s. 18.
Dodaj komentarz